Zapytacie: 'ale o co chodzi?'
Już wyjaśniam:
Od wielu, wielu lat dwa razy do roku wysyłam kartki świąteczne - tak około 50 sztuk mi zawsze wychodzi - czasami takie 'normalne ze sklepu' a czasami jak mnie 'natchnie' to je sobię sama robię.
Na ten przykład pokażę parę kartek na Boże Narodzenie 2011:
Czasami jestem bardziej zadowolona z efektów mojej pracy, czasami mniej. Różnie to bywa. Generalnie chodzi o to, że za gotowymi kartkami to ja nie przepadam, bo są takie 'nijakie' i 'bezduszne'. Więc robię sobie te karteczki i w swojej świadomości nazywałam je kolażem - tak mnie uczono na plastyce i z-p-t w szkole (młodzieży wyjaśniam, że z-p-t był to przedmiot szkolny 'zajęcia praktyczno-techniczne', bo chyba teraz już ich nie ma).
Ale od kiedy zaczęłam odwiedzać blogosferę nareszcie 'otworzyły mi się oczy', cha, cha, cha.
Spotkałam się z całkiem nowymi nazwami: "scrapbooking", "cardmaking", "embrossing", "husking", "quilling" itd.
Na szczęście jak się okazuje wszystko to nie jest niczym nowym, techniki te są znane mi od dzieciństwa, tylko mają pięknie brzmiące nazwy. Na dodatek to się obecnie 'świetnie sprzedaje'. Bo przy okazji odkryłam sklepy internetowe, w których można kupić wszystko co jest potrzebne do moich 'kolażowych' kartek :)
I niech nikt nie myśli, że ja tu coś krytykuję - absolutnie nie, a jeśli już to jedynie 'naszą polską szarą rzeczywistość' sprzed 1989 roku, która skutecznie odcięła nas od świata.
Weźmy pod lupę SCRAPBOOKING: jest to bardzo stara "sztuka ręcznego tworzenia i dekorowania albumów ze zdjęciami i pamiątkami rodzinnymi" (tak przynajmniej twierdzi wikipedia) i pierwszymi znanymi scrapbookerami byli Mark Twain i Thomas Jefferson.
Znów odbiegam od meritum.
Tak naprawdę to chciałam napisać, że strasznie się cieszę, że nie tylko ja robię sama kartki - na dodatek okazuje się, że robi tak bardzo dużo dziewczyn (czyli kobiet w wieku od 15 do 100), które później pokazują swoje prace na blogach.
No i jak się napatrzyłam na te cuda to postanowiłam, że od tego roku 'koniec z kupowanymi kartkami'.
I żeby nie być gołosłowna - przed Wielkanocą zrobiłam kartkę urodzinową dla szwagra do spółki z dziećmi:
Na pierwszej stronie 'wyżyłam się' ja, drugą stronę wymalowała dwuletnia córka, a na trzeciej jest wyklejanka zrobiona ręką mojego czterolatka.
Pewnie wiele z 'prawdziwych scraperek', które może tu przypadkiem zaglądną mnie wyśmieje, ale co tam - mi się podoba i jestem z siebie dumna. A najważniejsze, że obdarowany był zachwycony :)
Kolejny powód napisania tego posta to chęć pochwalenia się zawartością paczki jaką otrzymałam w wygranym candy u Tusi.
Urzekła mnie "Farma starego Mc'Donalda", kwiatuszki i wiedźma na miotle z padu October Afternoon. Już nawet mam pomysł jak je wykorzystać :)
Oprócz papierów i kwiatków w paczuszcze były jeszcze:
- zielona taśma washi ze strzałkami
- białe tasiemki Pink Paislee Mistables- biały alfabet przystosowany do psikania mgiełkami Heidi Swapp
- opakowanie Memory File Heidi Swapp
- paczuszka unikalnych elementów Studio Calico
Cytuję za Tusią, bo jeszcze nie wiem jak tych rzeczy używać, ale na pewno za czas jakiś będę wiedziała, obiecuję. A tymczasem zachęcam wszystkich do odwiedzenia bloga mojego darczyńcy, bo naprawdę warto: Oto Tusia. I oczywiście WIELKIE DZIĘKI.
Na koniec chciałabym zaprosić na 2 wspaniałe candy - oczywiście do rozdania są wspaniałości przydatne przy tworzeniu kartek.
Blog Studio75 z okazji premiery nowej kolekcji ''Special Moments'' zaprasza na candy do 15 kwietnia.
Blog sklepu Magiczna Kartka z okazji premiery kolekcji "Poranna kawa" i "Stalowe niebo" zaprasza na candy do 20 kwietnia.
Śpieszcie się zapisać bo mało czasu zostało, a wszystkie trzy kolekcje papierów są prześliczne :)
JoC
Ja uwielbiam wszystko co ręcznie wykonane, a otrzymanie kartki, w która się włożyło tyle pracy i emocji to fantastyczna sprawa!
OdpowiedzUsuńTwoje karteczki śliczne, widać w nich duszę i rodzinne przywiązanie <3
PS. Gratulacje wygranego candy :)
Ta...ja mam inny problem. Kartki robię od jakiś 17 lat. Jak tylko moje dzieci odrosły od ziemi zasiadałam z nimi do wspólnego robienia kartek świątecznych. Efekt jest taki, że jeśli z powodu braku czasu (przed Bożym Narodzeniem mam mnóstwo koncertów)nie zrobimy kartek, to w ogóle ich nie wysyłamy, bo absolutnie nie wolno mi ich zrobić samej:-)Podobnie jak nie mogę sama(czytaj: szybko)robić pierniczków. Czasem przypominam sobie, że kartkę można po prostu kupić. Potem idę do sklepu i stwierdzam, że nie dam tyle kasy za takie badziewie:-))))
OdpowiedzUsuńP.S. Obiecuję w najbliższym czasie oficjalnie podziękować za cudnego konika:-)
W dzieciństwie robiłam pełno kartek. Kilka lat temu dokonałam takiego samego odkrycia jak Ty. U mnie w szkole opisywane przez Ciebie zajęcia nazywały się techniką (od młodszych członków mojej rodziny wiem, że nadal są).
OdpowiedzUsuń