środa, 22 października 2014

Tutu

Człowiek uczy się przez całe życie.
Starsza córka w ubiegłorocznych przedszkolnych jasełkach grała Śnieżynkę. Miała być ubrana na biało. Wymyśliłam sobie, że jak ma być Śnieżynką to najlepiej będzie pasować biała spódniczka z mocno marszczonego tiulu. Szukając inspiracji w internecie dowiedziałam się, że taka spódniczka ma swoją nazwę, TUTU właśnie. Tak naprawdę tutu to krótka spódniczka baletowa (czyli 'paczka', też nowe dla mnie słowo), ale nazwa z powodzeniem przyjęła się dla spódniczek tiulowych dla małych dziewczynek.

Szyjąc tę spódniczkę pochwaliłam się koleżance. Poprosiła mnie o wersję jasnoróżową dla swojej córeczki.

Wybaczcie mi tę krówkę, ale gdy robiłam zdjęcia moja mała modelka była akurat w przedszkolu.

Obie spódniczki uszyłam tak samo, oto krótki 'opis techniczny':
  • 4 warstwy tiulu
  • 5,6 m tiulu w każdej warstwie
  • atłasowa podszewka wycięta 'z koła' - aby tiul nie gryzł delikatnych dziewczęcych nóżek
  • gumkę w pasie można dodatkowo regulować
  • 25 cm długości 
A potem posypały się kolejne zamówienia na tutu... i kolejne...
Uszyłam ich już kilkadziesiąt w różnych kolorach i w różnych wariacjach. Ale o tym wkrótce...
Każda spódniczka jest na swój sposób unikatowa (nie zdarzyło mi się uszyć jeszcze dwóch identycznych) i wszystkie chciałam sfotografować. Nie mogłam każdej spódniczki zakładać córce do zdjęcia, bo byłoby jej przykro że spódniczki są dla kogoś innego. A z kolei krówka, choć śliczna, nie jest dobrą modelką dla tak zwiewnego odzienia.
I tym sposobem w mojej pracowni pojawił się nowy obiekt - manekin dziecięcy (3-4 lata).
Prawda, że spódniczka tak zaprezentowana wygląda dużo lepiej?

pozdrawiam
JoC

poniedziałek, 6 października 2014

Bye, bye pieluszko !

Tak miało być...

W kwietniu 2013 roku ubrałam córce po raz ostatni pieluchę. Odetchnęliśmy z ulgą - po czterech latach ciągłego zakładania i ściągania pieluch (najpierw synkowi a potem córce) mamy trochę więcej luzu.
Z tej okazji zrobiłam ostatnie zdjęcie:

śpioszkom i pieluchom
 

córce w śpiochach
(widok ten zawsze bardzo mnie rozczula)

Tak miało być…

…ale nie będzie.


Dokładnie dwa miesiące temu przybył nam kolejny pieluszkonosiciel i znowu czeka nas pieluszkowy blues...
SUPER!!!
Zawsze o tym marzyłam…

Ta trzecia ciąża u schyłku 4tej dekady mojego życia nie była taka różowa jak by się mogło wydawać: m.in. siedzenie przy komputerze stało się bardzo męczące i dlatego zawiesiłam moje blogowanie. Ale wierni czytelnicy wciąż upominający się o więcej i więcej, nie dawali (i wciąż nie dają) mi spokoju. Dlatego postanowiłam się reaktywować i jednocześnie przeprosić wszystkich tutaj zaglądających za tak długą przerwę. Mam nadzieję, że zostanie mi to wybaczone.

Pozdrawiam
JoC