poniedziałek, 11 listopada 2013

Magiczna jesień

Ten październik był dla mnie w tym roku jakiś taki wyjątkowo magiczny, bajkowy niemalże. A wszystko za sprawą moich kochanych dzieciaczków oczywiście.
Pogoda cudna: rodzinne spacery i zabawy na świeżym powietrzu, zbieranie liści w parku i w ogrodzie…
 
 
A jako, że nasze dzieci są w wieku przedszkolnym – to wciąż opowiadały o dyniach i o halloweenowej zabawie. W sumie ta tradycja jest mi mentalnie obca, ale czego nie robi się dla własnego dziecka? Więc i lampion z dyni był, i kostiumy do przedszkola na zabawę były. Powtórzę za pewnym sloganem reklamowym: 'uśmiech dziecka bezcenny' J.

Oglądając przeróżne haloweenowe stroje napatrzyłam się na dynie, nietoperze, pająki, czarownice - i takowe motywy zamarzyły się również dla mnie. No ale ja przecież sobie kostiumu czarownicy żadnego nie uszyję… (w zasadzie nie muszę, hi hi hi).

Ale może hafty na koszulkach, bluzkach, t-shirtach?
Pomyślałam: dlaczego nie?
Ostatnio chodziło za mną, aby wyhaftować sobie jakiś zabawny napis na t-shircie. Niestety kompletnie nic mądrego nie przychodziło mi do głowy.

Oto efekt moich zmagań z jesiennymi symbolami przełomu października i listopada:

 
 
Najpierw miałam wyhaftować tylko same motywy. Ale doszłam do wniosku, że zwykłych haftowanych bluzek jest w sklepach całe mnóstwo, a ja chciałabym mieć coś wyjątkowego. Tylko co to miałoby być? Jak zwykle życie samo mi podpowiedziało.

 
 
Zauważyłam, że moje dzieciaki uwielbiają czytać literki znajdujące się na t-shirtach. Zawsze gdy je kąpię, ubieram albo po prostu gdy się wygłupiamy - czytają wszystkie napisy na moich ubraniach. Dlatego do motywów przy dekolcie dodałam imiona wszystkich członków naszej rodziny i słowa 'mama' oraz 'tata'.
Nie ma to jak połączenie czegoś przyjemnego z pożytecznym: nauka poprzez świetną zabawę.

Spodobało Wam się?
Mam nadzieję, że tak. Taka koszulka właśnie wchodzi w skład zestawu KOBIETA w moim 'jesiennym candy'.
 
Ale, ale… ja tu o jesieni i bajkowych nastrojach, a Wy pewnie ciekawi jesteście wyników losowania.
A losowanie, zgodnie z obietnicą, zostało przeprowadzone dzisiaj. I jak przystało na 'jesienne candy', w takim również entourage’u.

W sumie zgłosiło się 50 osób, spośród których 11 wybrało zestaw nr 1 DZIECKO a równo po 19 zestawy nr 2 i 3: KOBIETA i DOM. Jedna osoba nie dokonała wyboru.
Oczywiście, kto co wybrał nie miało najmniejszego znaczenia dla losowania – warunek ten wynikał z mojej czystej ciekawości. Traktowałam to za pewnego rodzaju ankietę.
 
 
Na bęben losujący wybrałam tym razem zielony letni kapelusz. I jak tylko dzieci zobaczyły mnie z kapeluszem i aparatem fotograficznym, to od razu wiedziały o co chodzi i z przejęciem zabrały się za losowanie.
 
 
 
 
 
 
 
 
Z radością ogłaszam, że zostały wylosowane losy z numerami 23 i 46.

Chichi Sama i Magda-Jagodzianka wybrały zestawy KOBIETA i DZIECKO. Bardzo proszę, zastanówcie się, które dwie rzeczy Wam się spodobały. Bardzo proszę o maila z numerami nagród (od 1 do 5). Wówczas zaczniemy ustalać konkrety, czyli kolory tkanin i hafty. Już nie mogę się doczekać...

I na koniec mała niespodzianka: mój synek tak się zaangażował podczas losowania, że wybrał jeszcze jeden los i pobiegł z nim na drabinkę, i na niej pozował do zdjęć J
Tak mnie to rozczuliło, że postanowiłam iż wylosowana osóbka dostanie nagrodę pocieszenia – jedną rzecz ze swojego wybranego zestawu.
 
Marzenko, proszę o maila z jednym wybranym numerkiem od 1 do 5 ze swojego zestawu DZIECKO.

Na Wasze maile czekam od dziś do końca listopada. Ale jeśli chcecie, abym zdążyła uszyć coś do worka Świętego Mikołaja to musimy ustalić szczegóły do 20-go listopada.

Pozdrawiam
JoC

niedziela, 10 listopada 2013

Trochę śniegu...

Absolutnie nie chodzi mi o ten śnieg 'prawdziwy'. Co to, to nie. Jeszcze przez miesiąc nie muszę go oglądać J.
Jak na razie jestem zachwycona tym, co widzę za oknem: wrzesień i październik rozpieścił nas śliczną złotą jesienią, a teraz mamy piękny prawdziwie późno-jesienny listopad. Niby szary i bury, ale bez chlapy i wielkich mrozów. Taki właśnie lubię najbardziej. Nawet trochę deszczu mnie cieszy.
Po poście o Świętym Mikołaju naszło mnie jakoś tak świątecznie i, wykorzystując ten nastrój, postanowiłam, że do zestawu dla DOMu w 'jesiennym candy' znajdzie się coś na choinkę.

I wybrałam 'śnieg', a właściwie ŚNIEŻYNKI i SOPLE.

W tym miesiącu moja Benia kończy dwa lata, a ja wciąż i wciąż poznaję jej możliwości. Co rusz to nowe. Wychodzi na to, że szycie na tej maszynie jest dla mnie nieustającą radością pełną niespodzianek.
Ostatnio wielką miłością zapałałam do haftów ażurowych wykonanych na folii hydrofobowej.
Taki haft, po zakończeniu pracy maszyny, zanurza się w wodzie… i GOTOWE.
Folia się rozpuszcza, materiału żadnego nie ma, a pozostaje sam piękny, filigranowy i misterny hafcik.

Zresztą sami zobaczcie:

 
 
 
 
 
 

Na razie ozdoby są w wersji 'surowej' - prosto spod igły. Jeszcze dołożę do nich wstążeczki, koraliki, cekinki i inne dobroci pasmanteryjne… i dopiero wtedy będzie pięknie J
Pozdrawiam
JoC

sobota, 9 listopada 2013

Apaszkowy zawrót głowy

Ponad rok temu przyjaciółka namówiła mnie na 'całodzienny seans ze stylistką'. Opierałam się trochę, no bo pomyślałam sobie: czego stylistka może nauczyć prawie 40-letnią kobietę, która na dodatek uważa, że o 'swoim stylu i sobie' wie wszystko? J
Hmmm… zapewniam Was, że wiele.
Na szczęście nie opierałam się długo: bardzo lubię się uczyć i mierzyć z nowymi wyzwaniami.
 
A jak nasze spotkanie wyglądało?
Najpierw dobierałyśmy 'własną paletę kolorów'.
Świetna zabawa: w białym fartuchu i białym czepku, ze zmytym makijażem, 'przymierzałam' różne kolory i oceniałam, w czym wyglądam dobrze, a w czym nie.
Zawsze myślałam, że jestem WIOSNĄ, a tu moje pierwsze zdziwienie, bo okazało się, że jestem ZIMĄ. Co prawda trochę nietypową, ale jednak. Z tą WIOSNĄ zawsze mi się coś nie zgadzało, bo dobrze mi jest w mocnych kolorach (czerwień, turkus, róż), ale ze względu na moje piwne oczy i brązowe włosy jakoś o ZIMIE nigdy nie pomyślałam. Na koniec takiego doboru kolorów pani Basia, moja stylistka (ależ to brzmi) przygotowała karnecik z moimi kolorami-pewniakami, tzn. takimi w których wyglądam zawsze DOBRZE. Oczywiście już wcześniej wiedziałam, w czym mi jest dobrze, a w czym nie, ale można powiedzieć, że 'mniej-więcej'. A dzięki takiemu karnecikowi ta wiedza jest nazwana i zawsze pod ręką. I teraz jak wchodzę do sklepu to od razu wiem, które wieszaki mam omijać szerokim łukiem. Dzięki temu mój portfel nie chudnie w takim tempie jak to drzewiej bywało, a w szafie wiszą rzeczy, które faktycznie noszę a nie takie co tylko zbierają kurz.
 
Następnie przymierzałam swoje ubrania i stylistka doradzała, w jakich połączeniach mogę je nosić. Takie spojrzenie 'zupełnie z zewnątrz' jest bardzo przydatne. I znów dowiedziałam się wielu ciekawych informacji:
- jakie moja sylwetka ma atuty i jakie wady, co powinnam ukrywać, a czym się chwalić J
- jakich fasonów, długości, kształtu dekoltów i innych detali krawieckich mam unikać, a jakie pomogą mi eksponować moje zalety.
Niby to wszystko wcześniej wiedziałam, można powiedzieć 'wyczuwałam', ale takie nazwanie, usystematyzowanie całej wiedzy bardzo pomaga.
Efekt tego był taki, że kilka ubrań całkiem wyrzuciłam, kilka spódnic, spodni i sukienek zmieniło długość. W wielu ubraniach zmieniłam również kształt dekoltów. Niesamowite, jak takie drobne poprawki zmieniły moją szafę i mnie J.
 
Na koniec wizażystka przez ponad dwie godziny uczyła mnie jak wykonać na sobie profesjonalny makijaż.
Uczyła, bo nie umalowała, tylko dała pędzle w dłoń i kazała sobie samodzielnie zrobić pełny makijaż. To był naprawdę bardzo udany dzień.
Nauczyłam się kilku makijażowych trików. Niesamowite, że człowiek maluje się ponad 20 lat a i tak, można powiedzieć, że jest laikiem w tej dziedzinie.
 
I najważniejsze – ODKRYŁAM APASZKI I SZALICZKI.
Nigdy za bardzo za nimi nie przepadałam, ale pani Basia pokazała mi jak można w bardzo ciekawy sposób zmienić charakter całego stroju bawiąc się tylko apaszkami i wiążąc je w różnych miejscach, w różny sposób.
 
 
Wystarczy biały t-shirt i ciemna spódniczka (albo dżinsy), które uzupełnione o kolorowe jedwabne szaliczki nabierają zupełnie innego charakteru. I w takim zestawie wygląda się zawsze elegancko J.
 
 
Poddała też mi pomysł, że zamiast kupować w sklepach jedwabne apaszki za bajońskie ceny, wystarczy w sklepie z materiałami kupić pół metra jedwabiu i ładnie go obszyć. I już...
Moja szafa zyskuje w ten sposób nowy element eleganckiego stroju. Na tej fali powstała cała seria szaliczków – szerszych i węższych, jasnych i ciemnych, mniej lub bardziej kolorowych.
 
Większość jedwabi, które mi się spodobały były jednostronne, więc wymyśliłam, że uszyję z nich dwustronne szaliczki. Do nich jeszcze dorobiłam takie 'coś' do wiązania.
 
 
 
A że apetyt rośnie w miarę jedzenia, to pomyślałam sobie:
a czemu by nie wyhaftować na nich mojego monogramu?...
 
 
albo znaku zodiaku…
 
 
albo po prostu kwiatuszka…
 
 
Dzięki temu moje apaszki są 'naprawdę moje' i kocham je nosić.
A jak Wam się podobają?
Abyście nie zzieleniały z zazdrości, dodam że taki jeden szaliczek z osobistym haftem jest do wygrania w moim 'jesiennym candy'. Co Wy na to?

Pozdrawiam
JoC

piątek, 8 listopada 2013

Pełne ręce roboty

Tym razem nie będzie o moich 'zapracowanych szyjących rękach' tylko o Świętym Mikołaju. Czasu do Jego odwiedzin zostało naprawdę niedużo.

Szósty grudnia to dla Niego bardzo pracowity dzień. Odwiedzić wszystkie dzieci na świecie i każdemu dać jego wymarzony prezent…
Uff, wcale się nie dziwię, że później musi odpoczywać cały rok J
 
W naszym domu jest to dzień szczególny, mocno wyczekiwany, wręcz magiczny, do którego całą rodziną odpowiednio się przygotowujemy.
 
Jeśli macie chwilkę to poczytajcie o 'naszej domowej baśni':

Najpierw oczywiście wszyscy piszemy list do Świętego Mikołaja. Dorośli piszą, a dzieci rysują co by chciały dostać. Na miesiąc naprzód. Aby list oczywiście zdążył dotrzeć na biegun północny.
Później cały miesiąc jesteśmy wyjątkowo grzeczni, no bo przecież musimy zasłużyć na nasze wymarzone upominki.
Piątego grudnia piekę razem z dziećmi ciasteczka imbirowe, które ponoć Mikołaj bardzo lubi jeść.
W specjalnym kubku szykujemy kakao i wykładamy kilka ciesteczek na talerzyku.
Następnie wieszamy na kominku nasze ozdobne skarpety na prezenty z naszymi imionami. Otwieramy kominek, aby Mikołaj mógł przez komin dostać się do domu. Oczywiście tego dnia nigdy nie palimy w kominku, aby nasz gość się nie poparzył. I idziemy spać...
 
Rano czym prędzej biegniemy pod kominek sprawdzić czy Święty Mikołaj był...
 
Kakao wypite, ciastka zjedzone, ślady popiołu na podłodze... znaczy się ktoś nas odwiedził i zostawił co nieco J
I tak jest co roku: rano dzieciaki piszczą z uciechy i są bardzo podekscytowane. Nawet prezenty schodzą na plan dalszy - bo najważniejsze to są te ŚLADY, które trzeba po Mikołaju posprzątać...
 
W tamtym roku zupełnie przypadkiem udało mi się kupić w jakiejś małej księgarni książeczkę dla dzieci, w której 'nasza domowa baśń' jest wspaniale opisana. Ta polska adaptacja tekstu Clementa C. Moore'a o oczekiwaniu na Świętego Mikołaja i jego wizycie w noc wigilijną jest przepięknie ilustrowana. Aż miło ją wziąć do ręki, a przeglądanie jej razem z dziećmi to czysta radość i przyjemność. Jeśli uda Wam się ją jeszcze znaleźć to gorąco polecam. Oto jej kilka zdjęć na zachętę...
 
 
 
 
 
 
 
A teraz słów parę o naszych ozdobnych skarpetach. To były pierwsze szyjątka jakie wykonałam na mojej Beni, kiedy ją kupiłam. Hafty nie są może doskonałe, ale bardzo je lubię.
'Przody' uszyłam z zielonego i niebieskiego weluru, i mają wyhaftowane imię członka naszej rodziny oraz świateczno-zimowe motywy. 
 
 
 
Natomiast 'tyły' są z filcu i mają wyhaftowane śnieżynki w różnych kolorach: białe, niebieskie i kremowe.
Przez te dwa lata kiedy te skarpety mamy, wymysliłam już nową wersję skarpet. I aż korci mnie, żeby uszyć je na nowo...
 
A teraz przyjemna rzecz - taką nową wersję skarpety z radością uszyję dla jakiegoś dziecka, którego mama (ciocia, babcia, siostra albo ktokolwiek inny) weźmie udział w moim 'jesiennym candy' i  wybierze zestaw DZIECKO.   
pozdrawiam
JoC